wtorek, 31 marca 2015

Prolog

-Prosimy zachować spokój! Wszystko mamy pod kontrolą, możecie rozejść się do domu!- usłyszała jakby przez mgłę. Stopniowo traciła przytomność. Głosy się załamywały, a kształty rozlewały. Świat wokół niej wydawał się sztucznym teatrzykiem, w którym Lauren odgrywała niebagatelną rolę. Lecz pozwoliła sobie na bezradność. Właściwie to była jedyna opcja, jaką mogła teraz podjąć. Ból, zmieszanie i czerwono niebieskie kolory, pochodzące od świateł ambulansu, zaciekawieni gapie, ciemność i dźwięki kapiącego deszczu, który obmywał jej zakrwawioną twarz- wszystko ją przerosło. Jednak jeden aspekt sprawiał, że musiała walczyć. Jedna osoba.
       Był maj. W miejskiej bibliotece, gdzie Lauren była jedną z najczęstszych klientek, nagle rozległy się głosy dwóch sprzeczających się ludzi. Dziewczyna przerwała lekturę swojego ulubionego autora. Z ciekawości wstała od stolika i cicho podkradła się obserwując awanturę zza drzwi.
-Jak to?! Czemu nie mogę wypożyczyć tej cholernej książki?-zbulwersował się młody chłopak. Był to brunet o rysach lekko dziewczęcych, lecz ani trochę nie odejmowało mu to męskości. Wręcz przeciwnie, jego spojrzenie elektryzowało, wydawało się groźne, a zarazem pociągające. Jego impulsywność i temperament były zdecydowanie kuszące. Chłopak ten widocznie wykreował wokół siebie odstraszającą otoczkę "nie zbliżajcie się do mnie, bo grozi to niebezpieczeństwem". Jednak Lauren potrafiła w nim dostrzec bezradne, samotne dziecko, które potrzebuje ludzkiej bliskości. Zdecydowanie zaintrygowała ją postać chłopaka. Nieznajomy wzbudził jej zaufanie, mimo że wydawał się szaleńcem.Ten fakt niepokoił dziewczynę i próbowała zrozumieć dlaczego.
-Przykro mi, ale może powtórzę, bo chyba pan nie dosłyszał.- zaczęła tym razem spokojniej starsza pani bibliotekarka, by rozładować napięcie.-Nie ma pan założonego konta, ani karty bibliotecznej, a bez żadnego dokumentu nie mogę panu pomóc. Nawet gdyby takie konto zostało założone to trzeba odczekać 24h, by móc wypożyczyć książkę. Zapraszam jutro.
-Jak to jutro? Jutro mam test, który muszę zdać, by zaliczyć kolokwium z historii. Potrzebuję tą książkę. Natychmiastowo!- zaprotestował chłopak jednocześnie uderzając ręką w stół bibliotekarki.
-Proszę się uspokoić. To nie moja wina, takie są procedury. Tak na marginesie, dostanie pan nauczkę, że nie można takich spraw załatwiać na ostatnią minutę.Powodzenia z kolokwium.
-Nie interesują mnie regulaminy! Nie może pani tego zrobić po prostu z dobrego serca? Chociaż... co ja mówię. W tych czasach nie istnieje takie pojęcie jak "dobre serce". To abstrakcja w pani przypadku.
-Zakłóca pan ciszę, dodatkowo obrażając moją osobę. Koniec tego.-starsza pani bez wahania wezwała ochronę, która ujarzmiła zdenerwowanego chłopaka i zmusiła go do wyjścia. Chłopak ubrany w skórzaną kurtkę założył torbę na ramię i minął Lauren. Dziewczyna z pewnymi wątpliwościami zdecydowała się dogonić go.
-Hej, ty!-zawołała, po czym postać w kapturze odwróciła się z pytającym spojrzeniem, które zdezorientowało dziewczynę.- Ymm.-jąkała się i ciągnęła dalej, jakby oświeciło ją w jakiej sprawie się do niego zwraca:
-Byłam świadkiem tego małego zajścia w bibliotece.
-O, no tak. Zapomniałem przeprosić za zakłócenie spokoju. Pewnie przerwałem jakże żarliwe czytanie tego steku bzdur.- odpowiedział zirytowany chłopak wskazując na trzymaną przez Lauren książkę Paula Coelho.
- Nie przyszłam się wykłócać o gust literacki, a jestem pewna, że wygrałabym z tobą w tej kwestii. Chciałam pomóc. Tak jakoś poczułam litość.
-Nie potrzebuję zrozumienia, tym bardziej litości.
-Ale pomocy tak. Słyszałam, że ta książka, którą musisz wypożyczyć jest dla ciebie ważna.-rzuciła pewna siebie Lauren. Po chwili ciszy, chłopak niechętnie się wyżalił:
-Potrzebuję ją na jutro, a w każdej bibliotece mówią to samo i mi odmawiają.
-Nie masz nigdzie żadnej karty bibliotecznej, ani konta?-spytała zdziwiona Lauren.
-Można powiedzieć, że pierwszy raz jestem w bibliotece.
-Z kolei ja bywam tutaj codziennie. Jesteś dziwny. Pierwszy raz się spotykam z takim zjawiskiem.
-Ty również. Nie zadaję się z molami książkowymi.-oschle odrzekł chłopak decydując się na zakończenie rozmowy i powrót do domu.
-Mimo to, pomogę ci.- chłopak zatrzymał się i stanął w bezruchu, jakby nad czymś intensywnie myślał. Odwrócił się z powrotem w stronę dziewczyny.Nastała chwila ciszy.
-Czy ja wiem...-rzucił niechętnie, jednak spojrzenie Lauren wymusiło w nim podporządkowanie się.
-Dobra... Byłbym wdzięczny, gdybyś wypożyczyła tą książkę na swoje konto.-odpowiedział chłopak.-Przy okazji, jestem Miles.
-Lauren.
- Myślałem, że jesteś kolejną osobą która chce się mnie o coś przyczepić. Jednak są jeszcze jakieś dobre jednostki na tym świecie.-podziękował Miles, wydobywając się na swój pierwszy, szczery uśmiech, wciąż jednak zachowując dystans i zimne spojrzenie.
               Lauren otworzyła oczy. Jej wzrok wylądował na białym suficie i ścianach. Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że znajduje się w szpitalu. Przewracając głowę na drugą stronę złapał ją intensywny ból promieniujący od klatki piersiowej w dół. Przez myśl przesuwały jej się obrazy niedawnych wydarzeń. Przebłyski reflektorów samochodu, ostatnie jego słowo, spojrzenie i dotyk, hałas, ścisk, krzyk, krew i stłuczone szkło. Na jej rękach widoczne były ślady po zadrapaniach. Jej zatroskana matka natychmiastowo przybliżyła się do córki mówiąc:
-Tak mi przykro kochanie...
-On żyje? Powiedz mi, że żyje! Jest zdrowy, prawda? Nic mu nie jest!
-To długa historia...Musisz nabrać sił, by dowiedzieć się prawdy.-odpowiedziała niespokojnie jej mama. Lauren wybuchła płaczem.